Witam,
Na forum jestem nowy ale zdążyłem już przejrzeć posty dotyczące wycieków płynu chłodniczego i nie znalazłem odpowiedzi na moje pytanie.
Octavia jest stosunkowo świeżym nabytkiem bo mam ją od października ubiegłego roku. Przez pierwszych kilka miesięcy nie miałem żadnego problemu. Auto zakupiłem jako 6 letnie od pierwszego właściciela z udokumentowanym przebiegiem 97 tys.km. Jak to po zakupie posprawdzałem wszystkie płyny i wymieniłem olej oraz wszystkie filtry. I nie było żadnego problemu, do czasu.
Po jakichś dwóch miesiącach użytkowania przy sprawdzaniu płynu chłodniczego odkręciłem korek, jako, że auto było ciepłe, delikatnie "syknęło" i poziom płynu nieznacznie się podniósł ale dalej był pomiędzy min i max. I jakby od tego czasu wszystko się zaczęło. Podczas kolejnej kontroli stanu oleju (auto mam kilka miesięcy więc kontroluję dość często bo "nie znamy się jeszcze zbyt dobrze") patrzę, a płyn poniżej minimum. Auto do góry i sprawdzanie pod względem wycieków. Suchutko. Co dzieje się z płynem? Studiuję fora - brak konkretnej odpowiedzi, telefon do serwisu - pompa, egr, intercooler i jeszcze "ten typ tak ma" ( nie uznaję tej odpowiedzi, nie lubię wozić płynów w bagażniku ). Robię pierwszy raz Skodą trasę do Polski. Przed wyjazdem sprawdzam olej i płyn - oczywiście płyn uzupełniam bo przy min. Trasa do Pl bez żadnych przygód, średnia prędkość 160 ( opony zimowe ). Pierwsze co zajeżdżam na miejsce, maska w górę i . . . zero ubytku. Gitara, myślę odpowietrzył się albo co i będzie dobrze, ale nie. Kilka kilometrów po mieście i znowu ubytek ale teraz informacja na desce. Dolewam bo co zrobić. Tydzień w Pl szybko minął, trzeba wracać, trasa znowu bez problemu. Kilka tras w koło komina i do pracy ( do pracy mam 40 km z czego 30 autostradą ) i znowu informacja na desce, że mało płynu. Tym razem nie dolewam, auto się zagrzewa, gaszę auto, odpalam i informacja znika. maska w górę, płyn jest przy min. Ok. Robię kilka kilometrów i nie wytrzymuję - dolewam do max. Znowu jakiś czas spokój. I tak co jakiś czas dolewka. Przyzwyczaiłem się, a w bagażniku litr oryginalnego płynu. Nic nie poradzę. kolejna wymiana oleju i oglądanie całego silnika od dołu z nadzieją, że uda się zlokalizować wyciek. Ale susza. Więc jeździmy dalej, co jakiś czas kontrola i dolewka, kontrola i dolewka.
Rozpisałem się ale chciałem jak najlepiej opisać całą sytuację. I teraz do sedna bo kulminacja nastąpiła dwa tygodnie temu. Kolejny wyjazd do Polski, płyn uzupełniony i w drogę. Trasa z przyczepką bez problemu. Przyczepka do rodziców, sprawdzenie płynu (ok) i w drogę do Zakopanego. W Zakopanem kontrola, jest ok. Kilka tras po mieście + Morskie Oko i informacja na wyświetlaczu. Delikatne podenerwowanie 😞. Ale ok, dolewka i dalej jeździć. I najważniejsze stało się wracając do Holandii. Załadowana przyczepka + boks na dachu i komplet w aucie. Jedziemy na spokojnie i 300 km od domu postój na parkingu na odpoczynek i kawę, wychodzę ze stacji po kwadransie, a pod autem kałuża płynu, Patrzę pod auto, dość obficie kapie. Maska w górę, kontrola, gdzie, skąd? Nic nie widać. Dolewka, jakieś 200-300 ml, odpaliłem auto, przestało kapać. Więc w drogę. Oczy na drogę i na wyświetlacz, kiedy wywali informację o płynie. Nic. Kolejny parking, kontrola - jest ok. I tak przez 300 km bez problemów. Auto postało pod domem i dzisiaj kontrola - płyn w normie. Krótka trasa do sklepu i na myjnie - brak ubytków.
Jutro wejdę pod auto może uda się zlokalizować skąd to ciekło. Ale jak to możliwe, że raz pociekło i przestało? Czy znajdzie się ktoś kto ma jakiś pomysł co to może być? Dopóki nie widziałem wycieków byłem tylko zaniepokojony ubytkiem ale teraz ten wyciek mnie zszokował. Przecież nie może być tak, że to był jednorazowy "wytrysk".
Pozdrawiam i będę wdzięczny za wszelkie pomysły i odpowiedzi.